American Dream ♥: grudnia 2013

12/26/2013

I can't believe it

Wtorek 12/24 Wigilia
Obudzilam sie troche przed 9, zeby porozmawiac z moja kochana rodzinka na skajpaju, wiec byl to bardzo dobry poczatek dnia. Po jakis 20min ja, moje hrodzenstwo oraz hdad wyruszylismy na "wigilijna tradycje", ktora maja oni co roku. Podczas gdy hmom zostala w domu, pakujac prezenty, my poszlismy na sniadanie do restauracji. Tym razem wypadlo na moj kochany ihop! Jak zwykle jadlam wysmienite pancakes, z white chocolate chips oraz malinami <3 Nastepnym krokiem bylo last minute xmas shopping. Gdy znalezlismy pare dodatkowych prezentow dla hmom, poszlismy do Starbucksa. Oprocz kawy, moj hdad co roku zostawia pewna kwote dla ludzi za nim, czyli jakby w przod. To jest mega!








Po powrocie do domu troche ogarnelismy wszystko, dokonczylismy pakowanie prezentow, po drodze Nicy (exchange student z Niemiec) przyszla, zeby wymienic sie prezentami. Dostarczylismy tez prezenty do naszych sasiadow. W koncu zaczelismy sie przygotowywac do kosciola. Przed Msza o 16:30 bylo koledowanie. Msza byla zadziwiajaco krotka. Mimo, ze wzbogacona o piekna oprawe muzyczna (zreszta jak zwykle) oraz jaselka przygotowane przez takie kochane male dzieciaki, to jednak nie dorownuje naszej Pasterce. Wlasnie tego mi brakowalo, polskich koled i Pasterki. ;)

Prezent od Nicy

Ganek sasiadow, ktory mi sie bardzo podoba

Kosciol

Po Mszy pojechalismy do Wild Chef, czyli japonskiej restauracji ze specjalnym grillem hibachi. Bylo genialnie! Jako apetizer wzielam sushi "Angry Birds" na spolke z hdad. Chyba najlepsze sushi jakie jadlam! Potem przyszedl "wild chef" i zaczal show. :P Wszyscy siedzielismy wokol tego grilla. Najpierw przygotowal warzywka, a potem ryz, najlepszy jaki jadlam, serio. Gdy byl juz gotowy, kucharz rzucal w kazdego ryzem. Oczywiscie w celu zlapania go do buzi... Jednak mozna sobie wyobazic, co sie dzialo. Niektorym sie udalo... mi nie. :P Nastepnie wedlug zamowienia przygotowywal dla kazdego jakies mieso, badz owoce morza. Ja wzielam krewetki oraz scallop. Wszystko bylo mega pyszne, ale niemozliwe do przejedzenia, tazke jak wszyscy, po amerykansku, wzielismy pudelka na wynos. ;)














Po powrocie do domu zawiesilismy stockings nad kominkiem (te duze skarpety), a takze przygotowalismy dla Santa Claus ciasteczka i mleko, a dla jego reniferow- marchewki! Mimo ekscytacji z powodu Christmas morning, udalo nam sie zasnac.



Sroda 12/25 Christmas Day
Jessie i Roger (moje hrodzenstwo) obudzili mnie okolo 7:30. Oczywiscie zbieglismy na dol i zagladnelismy do skarpetek. Ja znalazlam slodycze oraz dwie karty podarunkowe do Starbucksa, takze bedziemy szalec. ;) Prezentow nie moglis otworzyc bez rodzicow, wiec poszlismy ich obudzic. Dzieciaki byly okrutne i wpuscily koty, ktore zrobily swoje i po chwili hrodzice znalezli sie na dole. Prezenty rozpakowywalismy po kolei. Bylo jak zwykle mnoooostwo radosci! 

List od Santa Claus

My stocking <3

Pozegnanie od Bubbles (from Elf on The Shelf)

Znalezione w skarpetce

\

Prezenty!!!

Na koniec kazdemu z nas (dzieci) zostalo po jednym prezencie, ktore musielismy otwrzyc rownoczesnie. Zawsze ostatni prezent wskazuje na to dokad w danym roku pojada. Rok temu byli w Chicago, dwa lata temu chyba w Ohio. Bylam mega podekscytowana, wiec nie moglam sie doczekac konca prezentow, a bylo ich baaaaardzo duzo. W koncu zabralismy sie za ostatni prezent. Dzieciaki dostaly walizki, ze wskazowkami we wnetrzu. Ja dostalam pudelko, z takimi samymi wskazowkami. 


Wskazowki


Co sie okazalo?! JEDZIEMY DO NEW ORLEANS w Louisianie!!!!! Jutro (wlasciwie to dzisiaj, bo jest juz troche pozno) z rana wyruszamy; droga zajmie nam dwa dni, dlatego zatrzymujemy sie na noc w Memphis, Tennessee. W samym New Orleans bedziemy 6 dni! Wracamy dopiero 3 stycznia, wiec spedzimy tam tez Sylwestra! Nie moglam w to uwierzyc! Bylam w takim mega szoku, ze nie wiem. Najlepsza niespodzianka na swiecie! Caly czas jestem jeszcze mega podekscytowana, wiec nie wiem jak zasne. Najlepsze jest to, ze jedziemy razem z siostra hmom- Suzi, jej mezem, jej corka Abby oraz exchange studentem z Niemiec- Furkanem (ten przystojniak :P), wiec na pewno nie bedzie nudo. To ci z Rochester, NY, w uktorych spedzilismy Thanksgiving. Nie moge w to uwierzyc, ze niedlugo znajdziemy sie w cieplejszym miejscu. <3 Bedziemy mieszkac w wynajetym domku, ktory ma palmy w ogrodku.... kocham palmy.


Udalo sie wszystko wcisnac do mojej malej walizeczki!

Jedyne co (jak zwykle ta rozsadna ja sie odzywa) mnie "marwtilo" to, to ze powinnam sie troche pouczyc do AP Bio oraz ACT w czasie tej przerwy. Na szczescie droga zajmuje nam okolo 10h, wiec bede miala mnoooostwo czasu. Szczerze, nawet sie tym za bardzo nie przejmuje, bo nic nie moze przeszkodzic temu wyjazdowi. Po to tu jestem, zeby miec FUN!

Wieczorem mielismy Christmas Dinner z robionym przez hdad tradycyjnym macaroni&cheese (nie taki z pudelka, tylko homemade!) oraz wielkimi stekami. Taaaaak, amerykansko! <3 Po kolacji wpadla tez do mnie Fayi, z ktora takze wymienilam sie prezentami przed podroza.



Wydaje mi sie, ze juz troche pozno, wiec lepiej jak juz pojde spac. Wstawie zdjecia palm jak dojedziemy!!! <3


12/23/2013

Snow run

Dzisiejszy dzien zaczelam od Group Run, czyli biegania z moim klubem biegaczy. Wstalam o 9 i o 9.30 podreptalam w sniegu do szkoly. Wbrew moim oczekiwaniom bylo duzo osob, chyba z kilkanascie. Jak zwykle przed startem ustalalismy gdzie, kto, ile biega. Dostalam 4.2 mile! Nigdy tak duzo nie biegalam, no ale co tam, trenerka powiedziala, ze dam rade, to dam rade.
Jak zwykle nikt ske nie trudzi i chodniki nie sa odsniezone, takze musielismy biegac w sniegu, co jest o wiele wiele trudniejsze. Na szczescie nie bieglam sama (co jest najgorsza rzecza jaka moze sie zdarzyc, poniewaz wtedy bieganie jest najnudniesza rzecza na swiecie), biegalam z Liz, wiec umilalysmy sobie czas wzajemnie. Te 4 mile zlecialy nawet szybko, chociaz zajelo nam to chyba z godzine. Motywacja w drodze powrotnej byla ogromna, poniewaz czekalo nas Team Breakfast, czyli wspolne sniadanie (bylo po 11, ale ciii). Na "zdrowe" sniadanie dla sportowcow mielismy paczki, muffinki, cynamonowe buleczki, bananowy chleb (upieczony przez mame jednej z dziewczyn; mniaaaammm jeszcze byl cieply jak go jedlismy), wiecej muffinek, pop tarty i mleko czekoladowe. Jedynym zdrowym akcentem bylo pare jablek...
Nie jestem osoba, ktora lubi sie chwalic, ale bylam z siebie meega dumna! Nigdy tak duzo nie biegalam, a tu nagle ponad 4 mile. Z ciekawosci chcialam zobaczyc ile to kilometrow i uwaga, moi drodzy, 4.2mi=6.75km!!! Nie spodziewalabym sie tego po sobie, ale naprawde polubilam bieganie. Nawet w sniegu :)